udostępnij:
Krótka kariera Mariusza
Na wyrwę
Mariusz mieszkał w Brzegu przy ul. Piłsudskiego, 20 letni kawaler z zawodu monter instalacji sanitarnej bez pracy coraz częściej szlifował ulice. Było to 19 września. Nieopodal sklepu monopolowego przy ul. Dzierżonia zawsze wieczorem i nocną porą krążą Ci, którzy jeszcze nie dopili, którym z różnych przyczyn jest za mało i podążają w tamtym kierunku niczym do wodopoju. Tego feralnego dnia nieco podpity zapatoczył się w tamte okolice Jan, który nie zważając na to, że w domu czeka na niego niewiasta podążał w owym kierunku. Nieopodal w mrocznej ul. Pańskiej czatował na taką zabłąkaną duszę Mariusz, któremu fundusze już dawno się skończyły, dlatego wiedziony nadzieją, że upoluje frajera, dzięki któremu jego świat znów nabierze kolorów, krążył w okolicy.
Mariusz dopadł upojonego przechodnia i pociągnął za sobą w mroczną ulicę. Jedno uderzenie w głowę powaliło go na ziemię, a potem jeszcze kilka kopów uświadomiło Janowi, że ma do czynienia z bandziorem, który odebrał mu dowód osobisty, klucze od mieszkania i … 40 zł.
Kiedy napastnik zorientował, że lup okazał się niekoniecznie imponujący, postanowił udać się do mieszkania swojej ofiary na ul. Wolności. Kluczami otworzył drzwi do klatki, a następnymi próbował otworzyć drzwi mieszkania na parterze. W domu była żona pokrzywdzonego, która usłyszawszy chrobotanie zamka podeszła do drzwi i otworzyła je sądząc, że to przyszedł jej nietrzeźwy mąż. Tymczasem Mariusz bez wstępnych ceregieli popchnął kobietę tak, że upadła na podłogę, po czym kopał ją po całym ciele. Jednak sytuacji przestraszył się i postanowił wycofać się uciekając z mieszkania.
Mariusz żył na prochach, a pieniądze potrzebował na marychę. Ponieważ z kasą krucho postanowił na swoje potrzeby założyć miniplantację. Za kanałem Odry w miejscu odludnym, bo na strzelnicy posiał ziele konopi indyjskich, które starannie uprawiał od czerwca do września. Po zbiorze nasuszył ziela. Kiedy policjanci wpadli do niego na przeszukanie okazało się, że ma 600 mg suszu.
Kumpel Mariusza – Adrian o rok od niego młodszy, uczeń OHP zażywał razem z nim marychę. Ponieważ nie mieli kasy na kolejną działkę postanowili coś zakombinować.
Umówili się więc, że trzeba zdobyć jakieś pieniądze. Najłatwiej przyszło im do głowy będzie po prostu zdobyć kasę na „wyrwę”. Na ul. Armii Krajowej Mariusz umówił się z Adrianem, że Adrian będzie czekał na ławce i obserwował otoczenie pilnując czy nikt nie nadchodzi i czy w pobliżu nie ma policji. Mariusz przyuważył idącą samotnie kobietę z torebką. Wyszedł jej naprzeciw i kiedy się z nią mijał popchnął ją dwukrotnie w ten sposób, żeby upadła na chodnik. Wówczas wyrwał jej z ręki torebkę. Kobieta padając nie tylko potłukła się, ale i złamała palca. Mariusz uciekł w stronę ul. Andersa, gdzie przeszukał torebkę. W podwórku zabrał z niej pieniądze i kartę do bankomatu. Resztę schował w piwnicy.
Adrian za swój udział dostał działkę 50 zł, potem wspólnie poszli kupić sobie alkohol i papierosy. Następnego dnia Mariusz poszedł do bankomatu wybrać pieniądze, jednak okazało się, że bez właściwego kodu bankomat zjadł kartę.
Ponieważ kradzież poszła bez specjalnej trudności, chłopcy postanowili następnego dnia powtórzyć sposób. Tym razem na akcję poszło ich już czterech. Prócz Mariusza i Adriana dołączyli do nich Grzegorz i Łukasz. Grzesiek starszy o 2 lata od Mariusza a Łukasz o rok. Obaj są z zawodu piekarzami i obaj jakoś nie mogli znaleźć pracy. Do Mariusza przystali bez problemu. Na miejsce akcji wybrali sobie ul. Piastowską. Zauważyli idącą samotnie kobietę. Adrian i Łukasz odeszli dalej, by kobiety nie spłoszyć, natomiast Mariusz i Grzesiek ruszyli wprost na nią. Adrian i Łukasz w razie jakichś problemów mieli przejąć skradzioną torebkę. Po akcji mieli spotkać się pod klatką, gdzie mieszkał Łukasz, to jest na ul. Chrobrego.
Mariusz zadziałał w wypróbowany wcześniej sposób. Podszedł do kobiety z naprzeciwka i przy wymijaniu tak ją popchnął, że ona upadła na chodnik. Podobnie jak poprzednio wyrwał kobiecie torebkę z rąk i zaczął uciekać. Kobieta próbowała zagrodzić drogę ucieczki, ale nic nie pomogło. Mariusz uciekł wraz z torebką, której zawartość można było oszacować na ok 900 zł: tj. komórka, pieniądze, klucze do mieszkania, karty bankomatowe i dokumenty.
Kiedy chłopcy się spotkali podzielili się kartami bankomatowymi. Mariusz, Grzesiek i Łukasz ruszyli pod bankomaty. Jednak żadnemu z nich nie udało się wcisnąć właściwego kodu i karty zostały „zjedzone” przez maszyny. Kobieta zgłosiła przestępstwo na policję i tak zaczęło się poszukiwanie złodziei.
Ostatecznie z końcem grudnia akt oskarżenia trafił do sądu. Sąd orzekł areszt dla Mariusza, który trafił do zakładu karnego. Potem zza więziennych murów dotarła wiadomość, że osadzony w celi Mariusz popełnił samobójstwo. Tak się skończył krótki, bo 20 letni żywot Mariusza, który chciał zostać szefem gangu.
__
Ta historia napisana przez reportera JJ – pochodzi z archiwum Kuriera Brzeskiego z 2005 r.