Sztuka świętowania i pandemia

Komentarz. Jak nie dać się zwariować na wirusa i pochodne. Sztuka świętowania

udostępnij:

Zacznę od tego, że wspólne świętowanie Wielkanocy nie jest tak naturalne, jak to było dawniej, jednak nie jest niemożliwe – mimo że utrudnione. Może to i lepiej. Ci, którzy chcieli przyjść do kościoła mimo pandemii  przyszli z potrzeby serca, z nakazu rozumu czy w imię wyższych racji wiary – to dotyczy tych, którzy tak łatwo nie dają się stłamsić obostrzeniami i mimo wszystko znajdą możliwości, by dać wyraz swojemu przywiązaniu do tradycyjnego świętowania.  Pandemia daje się we znaki. Codziennie z mediów sączone są dane ile zachorowań, ile zgonów, ile miejsca w szpitalu… To wszystko ma uzasadnić, że pokornie godzimy się z faktem, że coraz mniej można.  Oczywiście nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe…. Nie narażaj siebie, ani innych na chorobę, ale… to naraża mnie, moją rodzinę i moich bliższych i dalszych  znajomych na poważne stany depresyjne spowodowane lękiem o przyszłość, o możliwości utrzymania się i normalnego zarabiania na chleb, na normalną egzystencję, a ponadto jeśli mamy dbać o zdrowie, to jak zadbać o  leczenie w tych warunkach  z innych ważnych chorób?  Jak długo to potrwa? Nie wiadomo, chociaż by złagodzić nam ból zmiany przyzwyczajeń, sugeruje się, że jest to kwestia przejściowa. Chyba jednak nie. Nie ma żadnej pewności, że za chwilę, oficjalne media nie ogłoszą nowego wirusa, nowej jego mutacji – jeszcze groźniejszej, dla której w ogóle przyjdzie nam siedzieć w domu i zamiast cieszyć się słońcem, wiosną i nadzieją, będziemy przygwożdżeni strachem i niemocą.

Nic nowego nie piszę? Nie, już mądrzejsi ode mnie napisali, co mogli w tym temacie, ale jednak coś skłania mnie, by skomentować to, co się dzieje. Przygotujmy się na to, że łatwo nie będzie. Bierne poddawanie się wszystkiemu, co przynosi świat nie jest dobrym rozwiązaniem. Autostrada prowadzi do piekła, a do nieba można dostać się wąską, kamienistą drogą stromą i ciągle pod górę. Nie ma co liczyć na łatwiznę. Ci, którzy lubią wspinaczkę wiedzą, że jedyną zapłatą za ciężką wspinaczkę jest w zasadzie zapierający dech w piersiach widok ze szczytu. Jednak po drodze nie ma skrótów, a kombinowanie jest równie niebezpieczne jak somo zmaganie się ze wspinaczką. No i jeszcze jedno: trochę bezpieczniej jest iść w grupie, niż w pojedynkę, chociaż na szczyt, by dostąpić zapłaty, każdy musi wejść sam osobiście.

A co z tymi, co nie dają rady? Dlatego trzeba się jakoś organizować, by sobie wzajemnie pomagać. Jak trzeba to na dystans, a jak trzeba, to bezpośrednio. Pomaganie innym jest najlepszym środkiem antydepresyjnym, pod warunkiem, że czynić to będziemy mając świadomość, że kto inny nam za tę pomoc zapłaci i być może w innej walucie.

 

Tagi z historii
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *